Św. Józefina Vannini

Święta Józefina Vannini

Prezentujemy jeszcze jeden przykład życia młodej dziewczyny, która dzięki własnej pracy i łasce Bożej osiągnęła doskonałość duchową. Wielu świętych kierowało się przewodnią myślą: „Moje życie nie należy do mnie, ale do Tego, co je stworzył i powołał do istnienia”. Mocno przekonana była o tym Józefina Vannini, która przyjęła Boga jako swego Pana, Ojca i Oblubieńca. Pozwoliła Mu kierować swoim życiem, ufając bezgranicznie Jego Miłosierdziu.
Narodziny i dzieciństwo
Judyta Vannini urodziła się w Rzymie 7 lipca w 1859r. w rodzinie średniozamożnej. Ojciec Angelo był kucharzem a matka Annuncjata zajmowała się prowadzeniem domu. Gdy Judyta skończyła 4 lata, na ciężką chorobę jelit umiera ojciec. Fakt ten zapoczątkował pasmo trudów i cierpień, przede wszystkich duchowych i moralnych. Kolejnym bólem stało się dla Judyty pożegnanie matki. Po śmierci męża sama zajmuje się domem i wychowaniem dzieci. Dotknięta ciężką chorobą umiera, gdy Judyta kończy siedem lat. Dzieci zostają sierotami i udają się do krewnych. Jednak po krótkim czasie zostają rozdzielone. Najstarszą Julię umieszczają w sierocińcu u sióstr św. Józefa. Judyta trafia do rzymskiego sierocińca pod nazwą Św. Onufrego prowadzonego przez siostry Córki Miłość, a młodszy brat zostaje u wujostwa. Nie wiemy, dlaczego Judyta została oddana do sierocińca, możemy przypuszczać, że ciocia nie była osobą bogatą i mogła przyjąć na wychowanie tylko jedno dziecko. Jednak bardzo często wraz z małym Augustem odwiedzała Judytę. Sierociniec stał się dla niej domem i szkołą życia. Spędziła w nim 21 lat.
Siostry bardzo dbały o wykształcenie i dobre wychowanie dzieci, ale najbardziej troszczyły się o rozwój duchowy. Pomimo tak wielu cierpień i doświadczeń życiowych Judyta nadal ufała Bogu. Mając 13 lat przystępuje do I komunii św. 19 marca 1872 r. Za kilka lat tego samego dnia przystąpiła do innej uroczystości w swoim życiu, doświadczając miłości Bożej i zjednoczenia z Nim, były to śluby zakonne. W uroczystość św. Józefa przystępuje również do sakramentu bierzmowania i już wtedy odczuwa w sercu głos powołania do życia zakonnego. Ten głos pozostał w Judycie aż do końca i umacniał ją w trudnych chwilach życia. Cierpiała, bowiem na bóle migrenowe głowy i często nie była zdolna do pracy, co inne dziewczęta w sierocińcu uważały za lenistwo. Tak kształtowało się serce przyszłej założycielki i tak kształtował się w niej duch pokory, który przyjmował te niesłuszne oskarżenia. Wszystko wzbogacała przez codzienną eucharystię, prywatne nabożeństwa, szczególnie do N.S.J. i ku czci Maryi. Dziewczęta uczyły się szyć i haftować, te zajęcia wykonywały, modląc się różańcem. Ale nie tylko modlitwa i cierpienie kształtowały Judytę. Miała ona duże poczucie humoru i umiała dawać radość, czego dowodem są listy, które pisała do swoich sióstr, a te umiejętności na pewno doskonaliła już w dzieciństwie.

Młodość i powołanie
Ukończywszy szkołę „nauczycielki przedszkola” nauczyła się dbać o potrzeby dzieci i bardzo dobrze nawiązywała z nimi kontakty tak emocjonalne jak i wychowawcze. Pod przewodnictwem przełożonej konserwatorium S.Vincenzy decyduje się na wstąpienie do nowicjatu Córek Miłości w Sienie, było to 2 marca 1883r. Judyta odkrywała coraz bardziej powołanie i starała się pogłębiać swoją wiarę. Jednak było coś, co nie pozwoliło jej zakończyć tego nowicjatu. Decyzją przełożonych zostaje wysłana do Rzymu, wytłumaczeniem tego faktu była „próba życia w świecie”.
Był to kolejny trudny czas dla tej młodej dziewczyny, która przecież wciąż myślała o życiu zakonnym. Wiedziała, że Bóg ją wzywa do swojej służby i czuła to w swoim sercu. Ciągle to samo wezwanie jak przy I komunii i każde zetknięcie się z rzeczywistością świata wydawało się jej „martwe”. Jej brat Augusto starał się osłodzić te chwile, zabierając ją do teatru czy na przyjęcia. Było to dla niej jeszcze bardziej gorzkie, bo nie dawało pełni radości. Gdy minął prawie rok od wyjazdu ze Sieny, Judyta ponownie zostaje przyjęta do Nowicjatu 1 marca 1884. Jej zadaniem będzie nieformowanie siebie, lecz nauczanie dzieci. Przyjeżdża do wspólnoty w Montenero do Bracciano jako nauczycielka przedszkola. I tak mijają 4 lata służby i pracy z dziećmi. Jednak czeka ją następna trudna chwila, którą do końca nie możemy wyjaśnić, jest to chyba tajemnica samego Boga. Dlaczego przełożeni tak zadecydowali?... Judyta miała bardzo dobrą opinię. Ta sumienna dziewczyna swoje obowiązki wypełniała dokładnie. Była troskliwa dbała o dobro dzieci, pokornie przyjmowała polecenia. Pracowita pomimo częstych niedyspozycji zdrowotnych. Była zrównoważona emocjonalnie i duchowo. Jednym słowem była osobą, która jak najbardziej nadawała się do życia zakonnego. A decyzja podjęta przez przełożonych Zgromadzenia Córek Miłości tym razem była ostateczna. I tak 25 czerwca 1888r. rozstaje się już na zawsze z Córkami Miłości. Jeszcze raz musi powrócić do świata, który przecież nie daje jej szczęścia, jednak nie żywi urazy do sióstr, jest im wdzięczna za całe dobro i poświęcenie a co najważniejsze nie traci wiary i nadziei, chce być nadal prowadzona przez mądrość Bożą i słuchać Kościoła jako matki, która wychowuje, prowadzi, pociesza i zbliża do Boga, dlatego oddaje się pod kierownictwo Księży Misjonarzy S. Vincenco.
Wszak drogi Boże nie są drogami naszymi i bardzo często ukazują się nam niejasne, jakby zakryte. Ale dobry Bóg wie, co dla nas jest dobre i gdzie mamy podążać. Judyta nie miała być „Córką Miłości”, ale Matką miłości i to miłości miłosiernej. Rodzeństwo nie pomagało jej na tej drodze poszukiwań, Julia i Augusto proponowali jej zostawić wszystko i ułożyć sobie życie szukając szczęścia w świecie. Jedyną bratnią duszą była S. Vincenza, która doskonale, bo już od najmłodszych lat, znała potrzeby serca młodej dziewczyny. Ona była na tej drodze krzyżowej i Cyrenejczykiem i Weroniką.
Bóg nigdy nie zostawia nas samych, bo wie ile potrafimy unieść dzięki naszej naturze. Bóg jest nie tylko Panem naszego życia, ale Ojcem troskliwym i opiekuńczym i kocha nas jak własnego Syna. I tak jak Jezus, będąc synem Bożym, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, tak Judyta formowała swoje serce pod Ojcowskim okiem Boga, aby być Matką i siostrą dla wspólnoty i dla chorych, dając im to, czego ona nie otrzymała naturalnie, ale przez łaskę Boga został tym obdarowana. Bóg pokornym łaskę daje.
Rekolekcje u Sióstr z Wieczernika
Jak po Wielkiej Sobocie oczekiwań i modlitwy nastaje Wielka Niedziela Zmartwychwstania radości i pokoju, tak w życiu Judyty przychodzi czas dopełnienia planu Bożego? Pod namową swojego kierownika duchowego Judyta udaje się na rekolekcje adwentowe do Matek z Wieczernika. Postanowiła sobie, że chce pozostać w skupieniu i medytacji w oderwaniu do świata i jego problemów. Pragnie zatrzymać się na chwilę, aby móc podążać dalej, wciąż pod okiem miłosiernego Boga Ojca. Jednak to, co wydarzyło się w tych dniach, było już wcześniej doskonale zaplanowane w Mądrości Bożej i Jego Opaczności. W czasie rekolekcji Judyta dostrzega jak Bóg otwiera jej serce na działanie Ducha Świętego. Dzięki ojcu rekolekcjoniście, który przemawia z mocą słowa, tak, iż Judyta pragnie otworzyć przed nim całą swoją dusze w sakramencie pojednania. Jakże cudowną chwilę wybrał Bóg! Zrealizował Swoje pragnienie w konfesjonale, gdzie przelewa się całe miłosierdzie Boga, gdzie On jako Ojciec pełen miłości tuli swoje dzieci do swojego serca nie zważając na zło, które popełnili, stykając się z marnością świata. Tak jak wielu, tak też i ona z bijącym sercem przystąpiła do tego sakramentu. Spowiednik O. Alojzy Tezza wysłuchał całego bólu tej młodej dziewczyny i chcąc wskazać drogę zaproponował inne zgromadzenia zakonne, ale nagle dotknięty światłem Ducha Św. polecił jej, aby została współzałożycielką nowego zgromadzenia i Matką chorych duchu Św. Kamila. Takiej decyzji nie można podjąć od razu, trzeba szukać pomocy w modlitwie i skupieniu, dlatego na odpowiedź O. Alojzy dał Judycie trzy dni. Co działo się w sercu tej młodej dziewczyny, o tym wiedział tylko Bóg? Jak Maryja po zwiastowaniu zachowała wszystko w swoim sercu, zdając się na Wolę Bożą tak Judyta oddała całą siebie do dyspozycji planów Bożych? I gdy nadszedł czas odpowiedzi, była gotowa podjąć się tego zadania. Nie myślmy, że Ojciec Tezza nie wiedział o trudnościach, jakie nakłada na tę wątłą kobietę. Zaraz po przyjęciu przez nią propozycji ukazał jej wszystkie trudności i cierpienia związane z powstawaniem i prowadzeniem nowego zgromadzenia. Trudności w każdej formie i w życiu duchowym i w kierowaniu wspólnotą sióstr oraz z ciężką pracą posługując chorym. Pamiętajmy, że Judyta zajmowała się wcześniej dziećmi w przedszkolu a nie chorymi. Jak udało się jej osiągnąć tę doskonałą troskę o chorych i cierpiących? I tu znów Bóg udziela łaski tym, którzy ufają mu bezgranicznie. To Bóg posługując się Ojcem kamilianinem przekształca troskę, jaką miała ta dziewczyna do dzieci na wrażliwe serce w stosunku do chorych. Judyta kierowana przez Ojca Alojzego uczy się duchowości, Św. Kamila i życia duchowego. Tak jak sama powiedziała, decydując się na założenie Zgromadzenia „oddaje się całkowicie do dyspozycji Ojca...” I tak 19 marca roku 1892 wraz z O. Alojzym Tezza i generałem zakonu OO. Kamilianów O. Matiss uczestniczy w uroczystości Św. Józefa w „kubikulum” (miejsce śmierci Św. Kamila), otrzymuje habit zakonny i przyjmując imię Matki Józefiny Vannini.

Matka Józefina Vannini
Zaraz po uroczystości M. Józefina i jej dwie siostry udają się do pierwszego swego domu na Via Merulana. Ale nie znajdują tam spokoju od sąsiedztwa i właścicieli, dlatego przenoszą się na Via Giusti 15 i tam rozpoczynają dzieło miłosierdzia, opiekując się dwiema starszymi kobietami. O. Tezza kształcił nie tylko duszę tych gorliwych zakonnic, ale również dbał o edukację zawodową związaną z techniką pielęgnacji, dlatego sam pokazywał jak karmić, myć, ubierać chorych. Zabierał Matkę i siostry do szpitala, aby doświadczały „ świata chorych”.
Matka w swej pokorze przyjmowała wszystkie pouczenia, jakie Ojciec Alojzy przekazywał i do dzisiejszego dnia są one podawane w zgromadzeniu. Traktujemy je jako styl życia i styl pracy Córek Św. Kamila.
To nas siostry, kamilianki odróżnia od innych zgromadzeń zakonnych, które też w swoim charyzmacie opiekują się chorymi. Co zatem jest istotnego w tym stylu i obyczajach, jakie pozostawili nam nasi Założyciele?
O. Tezza, wierny naśladowca Św. Kamila, jako duchowy jego syn, pragnął, aby siostry były skromne i delikatne i głęboko wierzące. Myśląc o skromności mówił:, „ Mamy być jak fiołki, których nie widać, a których zapach unosi się bardzo wysoko i z dala czuje się ich woń”. Fiołek to kwiat mały z kielichem pochylającym się, zapachem tak intensywnym jak woń cnót dobroci unoszących się aż do nieba. Skromność mają siostry ukazywać wszędzie, w modlitwie i postawie modlitewnej, w jedzeniu, mówieniu, chodzeniu a przede wszystkim w pracy pielęgnacyjnej zwracając szczególną uwagę na godność chorego.
Córka św. Kamila ma być delikatna, unikająca nie potrzebnych hałasów, tak w życiu codziennym jak i w posłudze chorym. Ta cisza zewnętrzna ma pomagać w utrzymaniu ciszy wewnętrznej, czyli obecności Boga w nas. Aby przyzwyczaić siostry do cichego poruszania się O. Tezza nakazał ćwiczyć chodzenie w drewniakach. Cisza nie tylko jest potrzebna dla rozwoju duchowego, ale jest „balsamem” dla człowieka cierpiącego. Chory w hałasie czuje się źle i niepewnie. Cisza i harmonia w szpitalu jak i w pracy daje choremu bezpieczeństwo i pewność jego zdrowia. Wszystko to przekazał Matce Józefinie nasz Współzałożyciel. Delikatność tego kapłana kamilianina była tak wysoko posunięta, że tak jak święty Kamil karmił on chorych na kolanach, oddając tym samym cześć Chrystusowi Cierpiącemu. Nic dziwnego, zatem, że zachwycona Matka Józefina stylem pielęgnacji chorych nie tylko nauczała inne siostry, ale zachęcała swym przykładem. Wiele dziewcząt poszło w jej ślady umacniając szeregi Córek św. Kamila.
Rozwój Zgromadzenia
Pomimo zwiększenia stanu Zgromadzenia siostry nie były prawnie uznane przez Papieża za nowe zgromadzenie zakonne. Było to drogą krzyżową dla Ojca jak i dla Matki. Pisząc wielokrotnie listy do Ojca Świętego uzyskuje aprobatę nowego Zgromadzenia i 19 marca w 1883r Matka Józefina Vannini składa trzy śluby zakonne wraz z czwartym ślubem służenia chorym nawet z narażeniem własnego życia. I tak powstają nowe domy w Cremonie i Mesagne. Stan Zgromadzenia nie przyczynił się do popularności sióstr, ale przez ofiarę, jaką O. Alojzy złożył Bogu mówiąc:„Możesz mnie odłączyć od mych sióstr nawet na zawsze na tym świecie, ale proszę niech będą tylko Twoje i niech będą święte”. Ta ofiara tak miła Bogu zostaje przyjęta i już po krótkim czasie (pięciu latach) Ojciec zostaje odłączony od Córek Św. Kamila, pozostawiając Matkę samą w prowadzeniu Zgromadzenia.
Te niezrozumiałe okoliczności, które rozłączyły te dwie dusze tak bardzo ufające sobie nawzajem, miłujące siebie w czystej i ofiarnej miłości, nie załamały ani Ojca ani Matki. Doświadczona Matka stanęła na wysokości zadania i ufając, jak od najmłodszych lat Miłosierdziu Bożemu, stała się nie tylko Matką, ale i formatorką całego Zgromadzenia. Ojciec przez setki listów wspierał ją i siostry duchowo. Dlatego Matka Józefina prowadzi to dzieło Boże z wielkim matczynym sercem, mówiąc,: „Chcę służyć tam, gdzie jest potrzeba, a ja osobiście chcę być na ostatnim miejscu”. Oto serce Matki, która nie zna zmęczenia, wie jak schować swoje problemy i chce być uśmiechnięta nawet wtedy, gdy serce płacze, potrafi zawsze zaspokoić potrzeby innych, nie zważając na swoje pragnienia. Gest, który czyni dla Ojca Świętego Piusa X jest bardzo znaczący, bo z okazji jubileuszu kapłańskiego ofiaruje Papieżowi, 500 lirów w złocie, co nie jest małą sumą dla biednych sióstr. Ojciec Święty wie, że te pieniądze są owocem nie tylko szlachetnego serca, ale wielu poświęceń i godzin pracy. Odwdzięczając się, zaprasza siostry na prywatną audiencję. To spotkanie dało Matce możność porozmawiania z Ojcem Świętym. Nie prosiła ona w swoich sprawach, ale za O. Alojzym, który już od kilku lat był w Peru. Niestety ofiara raz złożona dokonuje się całopalnie, nawet protekcja ze strony Ojca Świętego nie zmienia planów Bożych.
Za to 21 czerwca 19o9 r. po audiencji Papież wysyła pismo do Matki i oficjalny Dekret o przyjęciu Zgromadzenia i Reguły Córek Św. Kamila. Jest to oficjalne zatwierdzenie Naszego Zgromadzenia na prawach papieskich. To błogosławieństwo przyczynia się do umocnienia Matki Vannini w dziele miłosierdzia ku chorym. Teraz ma doskonałą pewność, że dzieło to jest dziełem Bożym a Ona i O. Alojzy są wiernymi wykonawcami.
Duchowość Matki Józefiny Vannini
Jej duch przejawia się w matczynym sercu, które jest delikatnym instrumentem w rękach Boga. Dlatego Jej dusza była spokojna, żyłą ze świadomością, że jest pod opieką tak troskliwego i miłosiernego Ojca.
Uważała, że smutek jest sugestią diabła, bo zaciemnia świadomość, że jest się kochanym przez Boga. Nasza Matka charakteryzowała się odwagą duchową i stanowczością. Nie lubiła roztkliwiać się nad sobą i nie pozwalała czynić tego swoim Córkom. Ceniła bardzo w nich delikatność, oddanie i radość. Potrafiła swoim przykładem, przekazywać te cnoty swoim córkom. Żyła myślą, że tu na ziemi jesteśmy tylko pielgrzymami i podążamy do prawdziwego domu w niebie. Dlatego nie troszczyła się zbytnio o swoje zdrowie a gdy ciężko zachorowała na serce, pod nakazem lekarza udała się na leczenie. Całą swoją ufność i nadzieję pokładała w Bogu. Często powtarzała słowa z psalmu: „Tobie Panie zaufałam, nie zawiodę się na wieki...”. Od samego początku swego życia doświadczała wiele cierpień i fizycznych i duchowych. Ale miała tę świadomość, że ten krzyż, który nosi na swoich ramionach podtrzymywany jest przez Chrystusa. On jest dla niej „Szymonem z Cyreny”, bo krzyż, który nosimy jest nam dany i Chrystus ma „obowiązek” nam pomagać, bo inaczej zabrakłoby nam siły. W tych zmaganiach a On o tym doskonale wie! Mawiała, że: „Kamilianka bez krzyża to jak żołnierz bez karabinu”. Żywiła wielką miłość do Dzieciątka Jezus, ale szczególnym jej kultem uwielbienia było Najświętsze Serce Jezusa i Ukrzyżowany. Z Maryją była związana duchowo i łączyła wszystkie swoje troski i boleści z Sercem Maryi, stojącej pod krzyżem i tam oddawała wszystko w ręce Matki Bolesnej. Modliła się o nieuleganie pokusom i o moc Ducha Świętego w zmartwieniach i niepokojach. Jednak najpiękniejszą księgą jej życia był właśnie KRZYŻ. Siostry nieraz widziały łzy w jej oczach, kiedy rozważała mękę Chrystusa. Dlaczego te łzy pytały? Matka płakała z powodu licznych grzechów, które raniły ciało Chrystusa a szczególnie z powodu grzechów popełnianych przez osoby konsekrowane.
U podstaw tych cierpień były:
- egoizm-który niszczy wspólnoty i rodziny,
- miłość własna-która niszczy duszę w pracy ku doskonałości,
- faryzeizm-który zaciemnia prawdziwy obraz Dziecka Bożego.
Na te rzeczy Matka była surowa i nieustępliwa potępiała czyny, ale nigdy nie osobę. Jej serce matczyne było troskliwe i wybaczające, potrafiła połączyć surowość ze słodyczą i przebaczenie ze stanowczością.
Kiedyś siostry ujrzały Matkę klęczącą przed chorym, którego karmiła. „Zmieszane” tym widokiem powiedziały, że takie zajęcie poniża jej godność. Na co Matka odpowiedziała:, „Że też jest Córką Św. Kamila i nie ogranicza się tylko do rozporządzeń, ale i do posługi”, była dyspozycyjna dla każdego, bo wszystko, co czyniła było na chwałę Boga. W swoim postępowaniu była szczera i otwarta nie ukazywała niepewności, ale była stanowcza i prosta. Jej postawa była doskonałą figurą Św. Kamila tego „Giganta” miłości, tak jak Św. Klara była pokorną roślinką Św. Franciszka.

Dzień śmierci i narodziny dla nieba
6.08.1910 r.-w dzień święta „Przemienienia Pańskiego”. Matka wróciła z wizyty kanonicznej, którą odbywała we Włoszech i Belgii. Tego lata w Rzymie było bardzo parno i gorąco, powietrze nie sprzyjało zdrowiu Matki, a ciągła troska o rozwój Zgromadzenia i podróże przyczyniły się do rozwoju choroby serca. Zatem wszelkie wizyty musiała odłożyć. Wyjechała dopiero w październiku, gdy się lepiej poczuła. Mogła odwiedzić dom w Rietti. Ale po tej wizycie nie powróciła już nigdy do zdrowia. Oddaje swego ducha w pełni spokoju w nocy 23 lutego, 1910 r o godzinie 2.30 W tym czasie narodziła się dla nieba. Została beatyfikowana w Rzymie 16 października w 1994 r. przez Jana Pawła II i kanonizowana 13 października w 201 r. przez Franciszka.

Myśli Św. Józefiny Vannini
Pamiętajmy, że ofiary serca są najbardziej cenione przed Bogiem.
Kochaj ciszę, ponieważ jest ona stróżem życia wewnętrznego.
Jedynym środkiem do osiągnięcia świętości jest pokora, którą zdobywa się przez powtarzające się upokorzenia.
Miejmy zawsze gorliwą pobożność do Ducha Świętego, aby uzyskać pełnie Jego darów i owoców a dzięki temu będziemy działać zawsze w sprawiedliwości i prawdzie.
Kto potrafi dobrze „prowadzić” swój język, ochroni swoją duszę od wielu upadków.
Bóg dobrze rozumie słabość tych, co muszą nieść ciężar krzyża, dlatego odpowiednio dobiera ciężar.
Heroizm siostry miłosierdzia umacnia się dzięki Najświętszej Eucharystii i tam ma swoje źródło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz